— I to tej nocy... — ciągnął dalej Balsamo, nie zważając na obelżywy wykrzyknik Filipa — tej nocy... siostra pana...
— Została zhańbiona.
— Zhańbiona?
— Siostra moja jest w odmiennym stanie.
Balsamo wykrzyknął:
— Prawda, prawda, odszedłem nie obudziwszy jej wcale.
— Przyznajesz pan!
— I nędznik jakiś, tej strasznej dla nas trojga nocy, skorzystał z tego...
— Czy pan sobie chcesz szydzić ze mnie?
— Nie! chcę pana tylko przekonać.
— To będzie trudno zapewne...
— Gdzie jest obecnie siostra pańska?
— Tam, gdzieś ją pan tak łatwo odnalazł.
— W Trianon?
— Tak.
— Jadę z panem do Trianon.
Filip zdumiał się poprostu.
— Popełniłem omyłkę, ale żadnego występku nie mam sobie do wyrzucenia, moje sumienie jest czyste, bo zostawiłem to dziecię niepokalane w śnie magnetycznym. Za ten błąd, który mi pan musisz wybaczyć, wskażę panu nikczemnego winowajcę.
— Powiedz mi pan, powiedz?...
— Nie znam go osobiście i nie wiem kto on — rzekł Balsamo.
— Któż zatem będzie wiedział?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1729
Ta strona została przepisana.