kojny o siostrę, w nocy przywozi jej doktora z Paryża?...
Przybiegł znów do powozu.
— Masz pan słuszność, szkoda czasu, chodźmy.
Balsamo zdjął płaszcz i powoli wysiadł z karety.
Szwajcar po chwili otworzył bramę; weszli do parku.
— Panie — rzekł Filip — błagam cię, uszanuj moją siostrę, oszczędź jej wstydu wyznania szczegółów okropnej sceny, jaka się odbyła podczas jej snu.
— Powtarzam panu raz jeszcze: nigdy w tym parku nie zaszedłem dalej, niż do tych drzew, naprzeciw okien lewego pawilonu, w którym mieszka panna Andrea, nigdy w jej pokoju nie byłem... nigdy... Co do sceny, o której pan wspominasz, opis jej tylko na nas sprawi wrażenie; panna Andrea będzie spała, bo zaraz ją uśpię.
Balsamo zatrzymał się, skrzyżował ręce na piersiach i wpatrywał się całą siłą w okna Andrei.
— Siostra pana już śpi w tej chwili.
Twarz Filipa wyraziła wątpliwość.
— A! nie wierzysz pan? podchwycił Balsamo. — Poczekaj więc! Dowiodę panu, że siostra pana, chociaż uśpiona, wyjdzie natychmiast ze swego pokoju i zatrzyma się dopiero w tem samem miejscu, gdzie rozmawiałem z nią owej nocy.
— Zgadzam się i wtedy uwierzę.
— Zbliżmy się więc do tej alei i czekajmy.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1734
Ta strona została przepisana.