Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1744

Ta strona została przepisana.

— Widzę go, blady jak śmierć...
— Kto?
— Gilbert!... idzie za królem, zamyka drzwi za mm, gasi nogą leżącą na dywanie świecę; Boże wielki! podchodzi do mnie. O!...
Młoda dziewczyna rzuciła się w objęcia brata każdy muskuł drgał w jej ciele.
— Nikczemny! — wyjąkała wreszcie.
— Mój Boże! mój Boże — jęczał Filip.
— To on! to on! — szeptała dziewczyna.
Nachyliła się i szepnęła bratu w ucho:
— Zabijesz go, Filipie, nieprawdaż?
— O tak! krzyknął młodzieniec, rzucając się ku drzwiom; po drodze przewrócił stolik z porcelaną.
Brzęk ten połączył się z dzikim okrzykiem, jaki się rozległ w sąsiednim pokoju.
— Kto to może być? — spytał Balsamo — drzwi otwarte!
— Więc ktoś podsłuchiwał! — krzyknął wściekły Filip.
— To on! — szepnęła Andrea.
— O kim mówisz?
— To był Gilbert, Gilbert!... Zabijesz go? nieprawdaż, ty go zabijesz?!
— O tak, tak — zawołał młody oficer i rzucił się do przedpokoju.
Andrea padła bezwładna na fotel.
Balsamo zatrzymał Filipa.