— Jeszcze słówko, hrabio. Jesteś człowiekiem honoru...
— Czy mówisz o zachowaniu tajemnicy?
— Hrabio!...
— Niepotrzebna obawa pańska; najprzód jestem człowiekiem honoru... następnie zrywam zupełnie z ludźmi. Gdybym mógł być wam kiedyś użytecznym, liczcie na mnie. Ale nie, nie jestem już do niczego zdolny! Żegnam więc pana!
Podał rękę Filipowi i spojrzał smutnie na nieruchomą kobietę.
— Nauko — szepnął — iluż ofiar potrzebujesz, nawet aby osiągnąć tak niepewne rezultaty!
I zniknął.
W miarę, jak się hrabia oddalał, Andrea budziła się; podniosła zwolna głowę i spojrzała zdumiona dokoła.
— To ty, Filipie? — spytała — czy zaszło co nowego?
Filip wstrzymywał łkanie.
— Nic, siostrzyczko — ozwał się napozór spokojnie.
— Nic? to dziwne, śniło mi się...
— Co ci się śniło... najdroższa?
— Doktór, mój bracie.
— Andreo — zawołał młodzieniec, przyciskając siostrę do piersi — Andreo, jesteś czystą jak słońce, jednak zgubioną jesteś; rozwiązałem już tę straszną tajemnicę. Udam się natychmiast do doktora Louis, musi powiedzieć delfinowej, żeś chora
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1746
Ta strona została przepisana.