— Co takiego?... — zapytała Andrea, nie domyślając się, że jest badaną przez Nicolinę. Ta ostatnia uczuła, że nie wypada zapuszczać się głębiej. Zimna krew Andrei wydała się jej szczytem obłudy i prawie ją przeraziła.
Postanowiła zmienić rozmowę.
— Wspomniała pani przed chwilą, że się czuje cierpiącą... — zaczęła.
— Rzeczywiście — odpowiedziała Andrea — czuję się osłabiona i zmęczona i to bez przyczyny. Wczorajszy wieczór spędziłam przecie tak samo jak zawsze. Może ja zachoruję?
— O, proszę pani — odezwała się Nicolina — bywają nieraz zmartwienia...
— Co? zmartwienia?...
— Sprowadzają one ten sam zwykle skutek co największe zmęczenie. Znam ja się na tem proszę pani.
— Alboż ty masz jakie zmartwienie, moja Nicolino?
— O! i jakie jeszcze, proszę pani — odpowiedziała służąca, spuszczając obłudnie oczy.
Andrea powstała z łóżka i zaczęła się przebierać.
— Opowiedzże mi, jakie to mianowicie masz zmartwienia? — rzekła do pokojówki.
— Właśnie miałam ten zamiar — odezwała się Nicolina i urwała...
— Mów,, mów... coś taka wylękniona!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/175
Ta strona została przepisana.