— Ja wylękniona, a pani zmęczona; o my obydwie bardzo cierpimy.
To „my“ dotknęło Andreę, więc zmarszczyła brwi surowo.
— Ach! — wykrzyknęła.
Nicolina nie zmieszała się wcale tym wykrzyknikiem.
— Skoro pani życzy sobie — odpowiedziała — to zaczynam.
— Ciekawam co to takiego — rzekła Andera.
— Mam wielką ochotę wyjść zamąż. proszę pani — odezwała się Nicolina.
— Toż nie masz jeszcze lat siedemnastu?
— Pani ma szesnaście dopiero.
— Więc cóż z tego?
— A jednak nieraz pani myśli zapewne o mężu.
— Skądże to przypuszczenie? — zapytała szorstko Andrea.
Nicolina chciała odpowiedzieć takim samym tonem, ale znała Andreę i wiedziała, że w takim razie nic się już więcej nie dowie.
— Naprawdę, to nie mogę przecie wiedzieć, co pani myśli, boć jestem chłopką tylko i mogę się chłopskim tylko rządzić rozumem.
— Cóż zatem?
— Przypuszczam że pokochać kogoś i starać się być pokochaną, to rzecz całkiem naturalna.
— Zapewne, cóż dalej?
— Otóż kocham kogoś, proszę pani.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/176
Ta strona została przepisana.