Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1766

Ta strona została przepisana.

mu szkatułkę — będziemy mogli żyć spokojnie. Słyszałam, że same perły kosztowały sto tysięcy liwrów.
Filip zamknął pudełko.
— Rzeczywiście, bardzo piękny i drogocenny garnitur. Ale zdaje mi się, iż posiadasz coś z biżuterji?...
— O, nie można tego nawet porównywać z memi klejnotami, należały one do naszej matki... Jest zegarek, bransolety, brosza i długie kolczyki brylantowe; a! i medaljon. Ojciec chciał to sprzedać, mówił, że już wyszło z mody.
— Szczęście, że je posiadasz, bo to wszystko, co do nas należy. Andreo sprzedamy to; przypuszczam, iż dostaniemy ze dwadzieścia tysięcy liwrów, co wystarczy dwojgu nieszczęśliwym.
— Ależ... i ten naszyjnik z pereł także do mnie należy... — rzekła zdziwiona dziewczyna.
— Nie dotykaj nigdy tych pereł, Andreo, one palą; każda z tych pereł zostawia brudny ślad na czole tego, kto je nosi...
Andrea drgnęła.
— Szkatułkę tę oddam, komu należy. Powtarzam ci: to nie nasze, chyba nie masz ochoty...
— Uczynisz, mój bracie, jak zechcesz — wyszeptała zaczerwieniona ze wstydu Andrea.
— Droga siostrzyczko, ubierz się teraz. Po raz ostatni pójdziesz do delfinowej, bądź spokojną, uważną, niech pozna twa godna protektorka, jak ci przykro ją opuścić.