— Nie jestem już na służbie, król zapomniał obietnicy... na szczęście.
— Na szczęście?... nic nie rozumiem.
— Panie...
— Wytłumacz mi, jak możesz być szczęśliwym, nie będąc dowódcą pułku?... Za daleko posuwasz swą filozofję.
— Posuwam ją tylko do tych granic, poza któremi leży hańba biednej naszej rodziny. Zresztą nie mówmy o tem.
— Przeciwnie!...
— Błagam pana... — rzekł Filip z taką stanowczością, że zdanie to mogło znaczyć: „Ja nie chcę!“
Baron zmarszczył brwi.
— A twoja siostra?... Czyż i ona ma zamiar rzucić swe obowiązki?.., obowiązki względem delfinowej...
— Są to obowiązki, które musi poświęcić czemu innemu.
— Naprzykład?...
— Smutnej konieczności.
Baron zerwał się z miejsca.
— Najgłupsi ludzie mówią zagadkami!
— Czyż to rzeczywiście zagadka dla ojca?
— Naturalnie — rzekł baron z mocą, która zastanowiła Filipa.
— Wytłumaczę to panu: Andrea ucieka, aby uniknąć hańby.
Pan de Taverney wybuchnął śmiechem.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1769
Ta strona została przepisana.