Książę Ludwik wsiadł do karety, która go wkrótce uniosła.
Balsamo melancholijnie patrzył za odjeżdżającym; po chwili zawrócił do mieszkania.
Tu na stopniach stał biedny chłopiec w łachmanach.
— Panie hrabio, błagam pana o kwadrans rozmowy — odezwał się Gilbert słabym głosem.
— Kto jesteś, przyjacielu? — zapytał grzecznie Balsamo.
— Nie poznajesz mnie pan?
— Nie, mniejsza zresztą o to, chodź za mną — odrzekł hrabia, nie przestraszony bynajmniej gościem w łachmanach.
Zaprowadził go do pierwszego pokoju, gdzie siadł na fotelu.
— Zdaje mi się, iż widziałem cię już kiedyś, moje dziecko, ale gdzie? — spytał Balsamo.
— W Taverney, w przeddzień przyjazdu delfinowej.
— Coś robił w Taverney?
— Mieszkałem tam.
— Jako służący?
— Nie, mieszkałem tylko...
— Kiedy opuściłeś Taverney?
— Przed trzema miesiącami.
— I udałeś się?...
— Do Paryża, gdzie uczyłem się u pana Rousseau. Następnie byłem ogrodniczkiem w Trianon, pod panem de Jussieu.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1789
Ta strona została przepisana.