Za życia potrzeba mi trochę powietrza do oddychania, po śmierci grób mi wystarczy. Te pieniądze daję memu dziecku, oto są.
To mówiąc, kładł na stole bilety bankowe.
— Gilbert — rzekła ostro Andrea — mylisz się, bo nie masz dziecka!
— Ja?!
— O jakiemże dziecku mówisz? — zapytała z pogardą.
— Ależ o tem, którego ty, pani, będziesz matką. Czyż nie wyznałaś pani przed panem Filipem, przed hrabią Balsamo, że jesteś matką i że...
— A! pan to słyszałeś? — zawołała Andrea. — Tem lepiej, tem lepiej, otóż na to mam tylko taką odpowiedź; Zhańbiłeś mnie, to prawda, jestem matką, ale dziecko moje będzie miało tylko matkę, słyszysz, nędzniku?
I schwyciwszy pieniądze, wyrzuciła je za drzwi w ten sposób, że uderzyła niemi w twarz nieszczęśliwego Gilberta.
Wpadł w taką wściekłość, że chyba anioł-stróż Andrei zadrżał o nią w niebie.
Trwało to jednak chwilę.
Młody chłopak miał tyle siły woli, że wyszedł z pokoju, nie spojrzawszy nawet na Andreę.
Zaledwie przestąpił próg pokoju, młoda kobieta zerwała się z miejsca, zamknęła drzwi na klucz, zapuściła rolety, zaryglowała okiennice, jakby się chciała murem chińskim odgrodzić od świata.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1809
Ta strona została przepisana.