wiść bez zemsty. Sama mnie szukać będziesz, a ja zniknę ci z oczu; wołać będziesz swe dziecko! O! to mój sztylet zatruty, którego nigdy nie wyciągniesz z rany... Tak... tak... dziecko! Będę je miał, Andreo, Andreo! słyszysz! moje dziecko... nie twoje! Gilbert będzie miał syna!... Moje dziecko!... moje dziecko!...
Szalona radość rozsadzała mu piersi.
— Ale uspokój się, Gilbercie, tu nie chodzi o gniew zwykły, o sielankowe narzekania, tu idzie o prawdziwy i wielki spisek. Zamiast rozmyślać, musisz wpatrywać się w ten dom, ze wszystkich sił, z całej duszy. Nakazuję ci pilnować go jak najbaczniej! pilnować, ażebyś zamiar swój mógł wykonać.
— Tak, Andreo, będę czuwał — wyrzekł uroczyście, zbliżając się do okna — będę czuwał w dzień i w nocy; nie poruszysz się, abym tego nie zauważył, nie wydasz jęku, aby ci nie odpowiedziało moje przekleństwo, nie uśmiechniesz się, abym ci nie odpowiedział uśmiechem ironicznym 1 obelżywym. Jesteś mym łupem, Andreo! pilnować cię będę troskliwie!
Przystąpił do okienka.
W tejże chwili w pawilonie podniesiono rolety. Cień Andrei przemknął za firanką i po suficie, zapewne odbity w lustrze.
Potem zjawił się Filip, który wstał wcześniej, ale pracował w swym pokoju poza pokojem siostry.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1814
Ta strona została przepisana.