drea nazwała mnie zbrodniarzem, złodziejem i powiedziała, że każe mnie zabić.
— Dobrze! a dziecko?
— Powiedziała mi, że ono do niej należy, nie do mnie.
— Cóż potem?
— Potem odszedłem.
— A! Gilbert podniósł głowę.
— A pan jakbyś postąpił? — zapytał.
— Nie wiem jeszcze; cóż teraz zamierzasz uczynić?
— Ukarać ją zato, że mnie tak upokorzyła.
— To tylko słowa!
— Nie panie, to postanowienie.
— Ale... może dałeś sobie wydrzeć swą tajemnicę, twoje pieniądze?
— Pieniądze do pana należą; oto są.
Gilbert rozpiął surdut i wyjął z kieszeni trzydzieści banknotów, które przeliczył, rozłożywszy je na stole Balsama.
Hrabia zebrał banknoty i zwinął je, nie spuszczając z oczu Gilberta.
— Uczciwy i nie chciwy... Inteligentny i z silną wolą; będzie z niego człowiek — pomyślał Balsamo.
— Teraz, panie hrabio, muszę jeszcze panu oddać dwa luidory, które mi dałeś — rzekł spokojnie Gilbert.
— Nie przesadzaj — odpowiedział Balsamo —
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1819
Ta strona została przepisana.