Szwajcar przeczytał głośno z karty audjencyjnej:
— Pan Filip de Taverney.
— A, prawda — odrzekła księżna.
I rzuciła na Filipa długie, przeciągłe i badawcze spojrzenie.
Młodzieniec stał schylony w głębokim ukłonie.
— Dzień dobry panie de Taverney — odezwała się Marja-Antonina. — Jakże się miewa panna Andrea?...
— Niedobrze, Wasza Królewska Mość — odrzekł Filip — ale siostra moja wzruszoną będzie pamięcią Jej Królewskiej Wysokości.
Delfinowa nic nie odpowiedziała.
Wiele cierpień i smutków wyczytała na bladem czole młodzieńca; z trudnością też poznawała w nim eleganckiego oficera, który ją pierwszy powitał na ziemi francuskiej.
— Panie Mique — rzekła, zwracając się do budowniczego, — wiesz pan już, jak chcę mieć przerobioną salę do tańca, zatem wszystko załatwione. Przebacz pan, że trzymałam cię tak długo na zimnie.
Była to grzeczna odprawa.
Mique ukłonił się i odszedł.
Delfinowa skinieniem głowy dała znak do odejścia osobom, stojącym opodal, które też znikły natychmiast.
Filip struchlał; miałże i on odejść z niczem? Księżniczka przeszła obok niego.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1829
Ta strona została przepisana.