— Naturalnie, mogłabym...
— Oto jedyna prośba, jaką zanoszę do Waszej Wysokości, jeżeli nie umieściła już kogoś u księżnej Ludwiki.
— Pułkowniku, zadziwiasz mnie! — zawołała księżna delfinowa — jakto, tyle więc mam szlachetnej nędzy obok siebie! Ech, pułkowniku, to nie dobrze, żeś mnie tak oszukiwał.
— Nie jestem pułkownikiem — odrzekł smutnie Filip — jestem tylko wiernym sługą Waszej Królewskiej Wysokości.
— Nie jesteś pan pułkownikiem?... Od kiedyż to?
— Nie byłem nim nigdy.
— Wszak król obiecał panu regiment w mojej obecności.
— Ale dyplom nie został mi wydany.
— Miałeś pan już jednak rangę...
— Zrzekłem się jej, wpadłszy w niełaskę króla.
— A to czemu?
— Nie wiem.
— O! — zawołała ze smutkiem delfinowa — och! ten dwór!
Filip uśmiechnął się melancholijnie.
— Jesteś, Wasza Wysokość, aniołem z nieba — wyrzekł z zapałem — i żałuję że nie będę służyć rodzinie królewskiej, abym mógł umrzeć za Waszą Wysokość!
Żywy rumieniec zabarwił twarz delfinowej.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1833
Ta strona została przepisana.