Właśnie w tej chwili zajechał doktór.
Gilbert schował się w ciemnej sieni pawilonu.
Noc ta była chyba najstraszniejszą nocą jego życia; słyszał wszystko — krzyki, jęki, a nawet pierwszy płacz swego syna.
Stał nieporuszony pod oknem, nie zważając na śnieg i mróz. Wkońcu doktór wyszedł z pokoju, Filip wyjechał z domu.
Gilbert odetchnął i przez uchyloną firankę zajrzał do pokoju.
Andrea leżała na łóżku uśpiona, obok niej na fotelu drzemała służąca; przerażone źrenice chłopaka szukały nadaremnie dziecka obok matki.
Zrozumiał wreszcie wszystko.
Otworzył wytrychem drzwi do pokoju Nicoliny i pociemku szukał na łóżku dziecka.
Zimne jego ręce dotknęły twarzyczki biedactwa; wydało krzyk, który usłyszała Andrea.
Gilbert z pośpiechem zawinął syna w kołdrę i wyszedł z pawilonu.
Drzwi nie zamknął za sobą, bojąc się, aby ich skrzyp nie rozbudził służącej.
W minutę później wsiadł do kabrjoletu, zapuścił skórzane firanki i rozkazał woźnicy pędzić co sił w stronę rogatki.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1852
Ta strona została przepisana.