Ta strona została przepisana.
do oczu; złożył na brwi synka drżący pocałunek i cofnął się.
Nogi uginały się pod nim.
Pitou oczekiwał już na progu.
Gilbert ofiarował małemu Pitou pół luidora i wyszedł, obsypany błogosławieństwami przez kobiety.
Cała ta scena zbyt wstrząsnęła ośmnastoletnim ojcem; rozdrażniony był do najwyższego stopnia.
— Idźmy, ojcze!... — odezwał się porywczo do Pitou.
— I owszem.
— Udali się w drogę.
— Panie!... Panie!... — zawołała Magdalena.
— Co się stało?... — spytał Gilbert.
— Jak na imię dziecku? Jak mamy je nazywać?...
— Gilbert! — odparł z dumą młodzieniec.