Dwór udał się do komnat delfina, ale książę zamknął się i nie przyjmował nikogo.
Nazajutrz królowi zrobiło się lepiej i posłał księcia d’Aiguillon z ukłonem do pani Dubarry.
Było to dnia 9 maja 1774 roku.
Dwór znów opuścił apartamenty delfina i podążył do Rueil, gdzie ulubienica mieszkała, tak tłumnie, że od czasu wygnania pana de Choiseul do Chanteloup, nie widziano takiego szeregu karet.
Ważyły się szale. Czy król żyć będzie i czy pani Dubarry jest jeszcze królową, czy też król umrze i pani Dubarry jest już tylko nędzną, godną pogardy nierządnicą.
Takie zadawano sobie pytania i oto dlaczego Wersal o godzinie ósmej wieczorem 9 maja 1774 roku, przedstawiał tak ciekawy, tak interesujący, widok.
Wieczór zapadł.
Na rogu ulicy, naprzeciw pałacu, na ławce, ocienionej kasztanem, siedział, opierając się na lasce trzcinowej, jakiś człowiek, już niemłody. Zgarbiony był i zmizerowany, ale oczy jego rzucały blaski, pełne inteligencji.
Siedział pogrążony w myślach i nie słyszał, jak do ławki zbliżał się jakiś człowiek.
Był to młodzieniec pełen sił i zdrowia.
Wyraz twarzy miał złośliwy, śmiał się do siebie złym, ironicznym śmiechem. Na widok starca przestał się na chwilę śmiać i przypatrywał mu się z zajęciem.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1890
Ta strona została przepisana.