Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/190

Ta strona została przepisana.

— I mój syn jest obecnie?...
— O pół mili, o ćwierć mili może!..
— Od Tavemey?
— No tak...
— Kochany panie, syn mój stoi w Strasburgu z garnizonem i chybaby zdezerterował, a że tego nigdy nie uczyni, na to przysięgam ci uroczyście.
— A jednak jedzie, — rzekł Balsamo, patrząc w szklankę.
— A ten ktoś, kto z nim podąża — zapytał baron — mężczyzna to czy kobieta?
— Dama, panie baronie, bardzo wielka dama. To coś szczególnego, nadzwyczajnego!
— I ważnego — dodał baron.
— Tak, na honor.
— Ale, cóż takiego u licha?
— Dobrzebyś pan uczynił oddalając służącą, tę małą, tę nic dobrego, jak mi pan powiedziałeś.
— Dlaczego mam ją oddalić?
— Bo Nicolina Legay bardzo jest podobna do osoby, która przybywa.
— Mówiłeś pan, że to wielka dama, a teraz znów powiadasz, że do Nicoliny podobna. Wpadasz pan w sprzeczności.
— Dlaczego? Kupiłem niegdyś niewolnicę, tak podobną do Kleopatry, że był projekt wysłania jej do Rzymu, aby figurowała w orszaku triumfalnym Oktawjusza.