Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/191

Ta strona została przepisana.

— Masz tobie, znów cię napada — powiedział baron.
— Rób pan zresztą, co się panu żywnie podoba, kochany gospodarzu, bo wyłącznie pana to dotyczy i od pana zależy.
— Dlaczego jednak podobieństwo z Nicoliną obrażać ma tę jakąś damę?...
— Przypuśćmy, że jesteś pan królem Francji, czego panu wcale nie życzę, albo delfinem, czego ci jeszcze mniej życzę — otóż, czy byłbyś zadowolony, gdybyś w jakim domu spotkał lokaja podobnego z twarzy do twojej dostojnej fizjonomji?
— Do djabła — rzekł baron — z tego ważnego argumentu wypływa, że...
— Że bardzo wielka dama, która tu przybędzie, może być także niezbyt zadowolona, zobaczywszy swój portret w krótkiej spódniczce i chusteczce płóciennej.
— Dobrze, dobrze — rzekł baron, śmiejąc się ciągle — pomyślimy więc o tem w swoim czasie.
Najbardziej, kochany panie, cieszę się z tego, że będę mógł ujrzeć mego syna. Kochany Filip! Cóż za traf szczęśliwy sprowadza go tak niespodzianie... I baron śmiał się coraz zawzięciej.
— A więc — odezwał się poważnie Balsamo — przepowiednia moja nie jest panu nieprzyjemną?... — Cieszę się bardzo, na honor, lubo na pańskiem miejscu...
— Co takiego na mojem miejscu?
— Wydałbym co prędzej stosowne rozkazy...