Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/193

Ta strona została przepisana.

— O! o! — krzyknął baron, — a tak prawda... widzę rzeczywiście...
— Pan Filip!... — zawołała Nicolina, wspinając się na palce.
— Młody nasz pan!... — dodał La Brie uradowany.
— Mój brat, mój brat kochany! — wykrzyknęła Andrea, wyciągając ręce przez okno.
— Czyżby to był syn pański, kochany baronie? — zapytał Balsamo obojętnie.
— Tak, tak, to on — odrzekł baron osłupiały.
— Więc już początek przepowiedni, — powiedział Balsamo.
— Czy pan zatem jesteś naprawdę czarownikiem? — zapytał baron.
Uśmiech triumfu ukazał się na twarzy nieznajomego.
Jeździec zbliżał się coraz bardziej i niebawem ujrzano w alei spienionego konia, otoczonego chmurą pary.
— Młody oficer, zbryzgany błotem, z twarzą ożywioną, zeskoczył z siodła i podbiegł uściskać ojca.
— Do djabła! — zawołał baron zachwiany w swojem niedowiarstwie. — Co to jest do djabła?...
— To ja, mój ojcze — odezwał się Filip, widząc zdumienie w twarzy rodzica — to ja, we własnej swojej osobie.
— Widzę przecie, że ty — odpowiedział de