Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/198

Ta strona została przepisana.

wróciłem galopem. Znużenie, wywołane sześciogodzinnem wartowaniem, zniknęło, jak zaczarowane.
— A Jej Wysokość? — zapytała Andrea.
— Młoda jak ty, a piękna jak anioł — odpowiedział młodzieniec.
— Powiedzno Filipie... — odezwał się wahająco baron.
— Co, mój ojcze?
— Czy księżna nie jest przypadkiem podobna do kogoś, kogo ty znasz?
— Kogo ja znam?
— I to dobrze...
— Nikt do niej podobnym być nie może! — zawołał Filip z zapałem.
— Poszukaj.
Filip zamyślił się.
— Nie, nie... — odpowiedział.
— No... do Nicoliny, naprzykład.
— A to szczególne! — zawołał zdziwony. — Tak jest, Nicolina ma naprawdę coś przypominającego dostojną podróżną. Tak... tak..., ale skąd dowiedziałeś się o tem, mój ojcze?
— Od czarownika.
— Od czarownika? — zapytał zdziwony Filip.
— Który mi jednocześnie i twój przyjazd przepowiedział.
— Od tego cudzoziemca? nieśmiało zapytała Andrea.
— Czy to nie ten, który w chwili mego przy-