Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/202

Ta strona została przepisana.

porucznik de Traverney zmuszony był udać się do siebie, aby zmienić ubranie i następnie, jak przystało, przedstawić się Waszej Wysokości“.
Powróciłem za chwilę, a w pięć minut potem znalazłem się na sali. Księżna zaraz mnie spostrzegła.
Dała mi znak, abym się zbliżył.
— „Czy nie miałbyś pan nic przeciwko temu — zapytała — aby mi towarzyszyć do Paryża?
— Byłoby to największem szczęściem dla mnie — odpowiedziałem — ale służę w garnizonie w Strasburgu...
— To znaczy?...
— Że nie zależę od siebie, Wasza Królewska Wysokość.
— A od kogóż pan zależy?
— Od naczelnego dowódcy.
— „Dobrze, to ja z nim tę rzecz załatwię“.
Pożegnała mnie ręką i odszedłem.
Wieczorem przywołała dowódcę.
— Panie — rzekła — mam pewien kaprys do zaspokojenia.
— Racz go Wasza Wysokość wyjawić, a stanie się dla mnie rozkazem.
— Źle się jednak wyraziłam, nazwawszy to kaprysem, to ślub pewien, który chce spełnić.
— Tem świętszym będzie dla mnie.
— Otóż uczyniłam ślub powołania do moich usług pierwszego francuza, którego spotkam wstępując na tę ziemię; przyrzekłam i jemu i całej jego