— Bo biedni jesteśmy.
— Pewna jestem, że przyjęcie im prostsze, tem będzie serdeczniejsze. Bądź co bądź, znajdzie się tam przecie filżanka mleka dla przyjaciółki, która chce choć na chwilę zapomnieć, że jest Arcyksiężniczką Austrjacką i Delfinową Francji.
— O! Wasza Wysokość!... — zawołałem z ukłonem, bo uszanowanie wzbraniało mi więcej mówić.
— Miałem nadzieję, że Jej Królewska Wysokość zapomni o tym projekcie, stało się jednak inaczej.
W Pont-à-Mousson, przy przeprzęgu, księżna raczyła mnie zapytać, jak daleko do Taverney, zmuszony więc byłem odpowiedzieć, że trzy mile zaledwie.
— Niedołęgo! — krzyknął baron.
— Księżna jakby odgadła moje zakłopotanie, dodała zaraz: „bądź pan spokojny, pobyt mój u was długo nie potrwa; a jeżeli, jak pan grozi, przyjęcie przykrość mi sprawi, tem lepiej, bo będziemy w takim razie skwitowani z tego, co wycierpieliście przy wjeździe moim do Strasburga“.
— Jak się oprzeć tak uroczym słowom, drogi ojcze!
— O! niepodobna — wtrąciła Andrea. — Jej Wysokość tak jest widocznie dobra, szlachetna i względna, że naprawdę zadowoli się mojemi kwiatami i filiżanką mleka.
— Ale — mruknął baron — nie zadowolą jej
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/205
Ta strona została przepisana.