Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

— Po raz wtóry powtarzam, że my cię nie znamy. Kto jesteś?
— Kto jestem?... Dobrze — odparł nieznajomy — powiem wam zaraz, ponieważ widzę, że mnie nie rozumiecie, lecz powiem wam najprzód, kto wy jesteście...
Widma zadrżały, szpady zaszczękły znów w rękach, kierując się ku piersiom nieznajomego.
— Najpierw — ciągnął nieznajomy, wskazując ręką na przewodniczącego — ty, który się masz za boga, jesteś tylko jego poprzednikiem; przedstawicielu stowarzyszeń szwedzkich, powiem ci zaraz twe imię.
Swedenborgu, czy aniołowie, rozmawiający poufale z tobą, nie odkryli ci, że oczekiwany przez ciebie nadchodzi?...
— Prawda — odrzekł przewodniczący, unosząc całunu, ażeby lepiej widzieć mówiącego — powiedzieli mi o tem.
— To dobrze — rzekł nieznajomy. — Po lewej stronie masz przedstawiciela stowarzyszenia angielskiego, który stoi na czele loży Kaledońskiej. Pozdrowienie, milordzie! Krew twoich przodków odżyła w tobie. Anglja może się spodziewać, że światło zagasłe na nowo dla niej zabłyśnie.
Szpady się zniżyły. Podziw zastąpił oburzenie.
— A! — to ty kapitanie? — ciągnął nieznajomy, zwracając się do widma, po prawej ręce przewodniczącego, — w którymże to porcie zostawiłeś piękny swój statek, który uwielbiasz jak kochankę?