Miała na sobie suknię z białego atłasu, a piękne ramiona obnażone, dźwigały płaszczyk z gęstych koronek.
Zaledwie stanęła na ziemi, obróciła się i pomogła wysiąść jednej ze swych dam honorowych, którą wiek uczynił już ociężałą; potem, nieprzyjąwszy ramienia, które jej podawał udekorowany jegomość, swobodnie poszła, wciągając powietrze i rozglądając się dokoła, jak gdyby chciała wykorzystać najzupłeniej rzadkie chwile wolności, na jakie sobie pozwalała.
— O! jakie ładne położenie, ładne drzewa, śliczny dworek! — wyrzekła. — Jak oni tu muszą być szczęśliwi przy tak miłem powietrzu, pod temi cienistemi drzewami!
W tejże chwili nadszedł Filip Taverney a za nim Andrea, którą z długiemi włosy, zaplecionemi w warkocze, ubraną w suknię jedwabną, popielatą prowadził pod rękę baron, we wspaniałym stroju, z niebieskiego aksamitu, będącym pozostałością dawnych czasów. Zbytecznie dodawać, że według zalecenia Balsama, baron nie zapomniał włożyć orderu św. Ludwika.
Delfinowa zatrzymała się, jak tylko zobaczyła nadchodzące osoby.
Dokoła młodej księżny ustawił się jej dwór. Oficerowie, trzymając konie za uzdeczki, stali dumnie z kapeluszami w ręku i szeptali po cichu.
Filip de Taverney zbliżył się do delfinowej, blady ze wzruszenia, ze szlachetną melancholją.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/211
Ta strona została przepisana.