Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/219

Ta strona została przepisana.

nik, który mi prawie przed godziną przepowiedział przyjazd Jej Królewskiej Mości i mego syna.
— Przed godziną? — spytała delfinowa.
— Tak, co najwyżej.
— I w ciągu godziny zdążyłeś pan kazać do tego stołu nakryć, zastawić go owocami z czterech części świata i sprowadzić wina z Węgier, Konstancji, Cypru i Malagi? W takim razie jesteś pan czarownikiem większym od swego czarownika.
— Nie, pani; to on, zawsze on.
— Jakto? zawsze on?
— Tak, za jego wolą wyrósł z pod ziemi ten stół, cały nakryty i zastawiony, jak państwo go widzicie.
— Słowo pan na to dajesz? — zapytała księżna.
— Słowo honoru! — odpowiedział baron.
— O! — rzekł kardynał tonem poważnym, odsuwając talerz — myślałem, że pan żartujesz.
— Nie, Wasza Przewielebność.
— Więc pan masz u siebie czarownika, prawdziwego czarownika?...
— Prawdziwego czarownika! i wcale nie dziwiłbym się, gdyby złoto, składające serwis, było jego własną robotą.
— To znałby kamień filozoficzny! — zawołał kardynał, a oczy zaświeciły mu pożądliwie.
— O! jak to na rękę panu kardynałowi — rzekła księżna — on przecie całe życie go szukał i nie mógł znaleźć.