Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/225

Ta strona została przepisana.

— Tak, pani — odrzekł tenże,.
— To pańskie medjum? No, przynajmniej niewinne; oby pańskie słowa były równie przejrzyste.
Kardynał uśmiechnął się.
Baron zbliżył się.
— Wasza Wysokość niczego się już nie nauczy od pana de Bievre — wyrzekł,.
— O! mój drogi gospodarzu! — odezwała się wesoło — nie pochlebiaj mi, albo praw mi lepsze komplimenta. Powiedziałam coś bardzo oklepanego, jak mi się zdaje. Powróćmy do pana.
I Marja-Antonina zwróciła się w stronę Balsama, ku któremu zdawała się ciągnąć ją nieprzeparta siła, pomimo jej woli, jak często ciągnie nas ku sobie miejsce, gdzie nas czeka jakieś nieszczęście.
— Jeżeli dla barona wyczytałeś pan przyszłość w szklance wody, czybyś pan nie mógł wyczytać przyszłości mojej w karafce?
— Wybornie — odrzekł Balsamo.
— Dlaczego więc odmówił pan przed chwilą?
— Bo przyszłość jest niepewna, a gdybym widział w niej jaką chmurę...
Balsamo zamilkł.
— Więc cóż? — zapytała delfinowa.
— Żal byłoby mi wtedy, jak już miałem zaszczyt powiedzieć, zasmucić Waszą Królewską Mość.
— Pan mnie już znałeś wprzód? gdzieżeś mnie pan widział po raz pierwszy?