Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/231

Ta strona została przepisana.

Podniósł on karafkę, przez chwilę popatrzył na nią, znowu postawił na stole, potrząsając głową.
— I cóż? — zapytała arcyksiężna.
— Nie mogę mówić — odpowiedział Balsamo.
Twarz księżniczki przybrała wyraz, mówiący: „Bądź spokojny; wiem dobrze, w jaki sposób rozwiązuje się języki tym, którzy milczeć usiłują“.
— Nic zatem nie masz mi pan do powiedzenia? — zapytała głośno.
— Są rzeczy, których nienależy mówić książętom — odpowiedział Balsamo tonem, wyrażającym, że postanowił oprzeć się nawet rozkazom księżnej.
— Zwłaszcza — odpowiedziała małżonka delfina — jeżeli się nic nie wie.
— Nie, Wasza Wysokość, nie to mnie powstrzymuje.
Arcyksiężna pogardliwie się uśmiechnęła.
Balsamo był jakby zakłopotany.
Kardynał śmiał mu się w oczy, a baron szepnął:
— No, no, mój czarowniku, utraciłeś już widzę władzę i teraz czeka nas tylko widok tych złotych filiżanek, zmieniających się, jakby w bajce wschodniej, w liście winogradu.
— Wolałabym — odpowiedziała Marja-Antonina — zwyczajne liście winne, niż całą tę paradę, urządzoną przez tego pana, dlatego tylko, aby mi był przedstawionym.
— Wasza Wysokość — rzekł Balsamo śmier-