— Owszem.
— Ale nie synów?
— Będą i synowie pomiędzy dziećmi Waszej Wysokości.
— Pomrą zatem?...
— Jednego opłakiwać będziecie że umarł, drugiego, że pozostał przy życiu.
— Czy małżonek mój będzie mnie kochał?
— Będzie.
— Bardzo?
— Bardzo.
— Jakież nieszczęścia dosięgnąć mnie zatem mogą, jeżeli będę miała miłość męża i opiekę rodziny?
— Zabraknie wam jednej i drugiej.
— Pozostanie nu miłość i opieka ludu.
— Miłość i opieka ludu!.,. To ocean podczas ciszy... Widziała Wasza Wysokość ocean podczas burzy?...
— Czyniąc dobrze, zapobiegnę zerwaniu się burzy, a jeśli wybuchnie, pójdę razem z nią.
— Im wyżej piętrzą się bałwany, tem głębsza otchłań pod niemi.
— Bóg mnie obroni.
— Bóg nie broni tych, których skazał.
— Co pan mówisz, czyż nie będę królową?
— Dałby Bóg, abyś nią Wasza Wysokość nie była!
Młoda kobieta uśmiechnęła się pogardliwie.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/235
Ta strona została przepisana.