Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/236

Ta strona została przepisana.

— Racz posłuchać mnie dalej arcyksiężno, odezwał się Balsamo.
— Słucham — odpowiedziała delfinowa.
— Czy Wasza Wysokość zauważyła obicie w pokoju, w którym spędziła pierwszą noc, po wyjeździe do Francji?
— Pamiętam je — odpowiedziała delfinowa.
— Co przedstawiało to obicie?
— Rzeź!... Rzeź niewiniątek.
— Czy straszne oblicza siepaczy, nie pozostały w pamięci Waszej Królewskiej Mości?
— Przyznaję.
— A w czasie burzy nic Wasza Wysokość nie zauważyła?
— Piorun zgruchotał drzewo po lewej stronie karety, które, upadając, o mało nie zmiażdżyło mego powozu.
— To są właśnie przepowiednie — powiedział ponurym głosem Balsamo.
— Przepowiednie nieszczęścia?
— Trudno je inaczej tłumaczyć.
Arcyksiężna zwiesiła głowę na piersi i po chwili skupionego milczenia zapytała.
— Jaką śmiercią umrze mój mąż?
— Bez głowy.
— Hrabia Prowancji?
— Bez nóg.
— Hrabia d’Artois?
— Bez dworu.
— A ja?