Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/254

Ta strona została przepisana.
XV
DWADZIEŚCIA PIĘĆ LUIDORÓW NICOLINY

Powróciwszy do swego pokoju, Andrea zajęła się zaraz przygotowaniami do podróży. Nicolina pomagała jej z takim zapałem, że rozproszyła niebawem chmurę, jaka zawisła pomiędzy nią a jej panią, z powodu nieporozumienia porannego.
Andrea, spoglądając na swą pokojówkę z pod oka, uśmiechała się przyjaźnie.
— Dobra to w gruncie rzeczy dziewczyna — mówiła sobie w duszy, dobra, wierna i wdzięczna, a że ma swoje słabości, to i któż ich nie ma na świecie?... Zapomnijmy!
Nicolina ze swej strony nie spuszczała z oczu fizjognomji pani i spostrzegła w tej chwili dobroć, malującą się na tej pięknej i spokojnej twarzyczce.
— Jakżem ja głupia — myślała — o mało, że o tego łotrzyka Gilberta, nie naraziłam się dobrej panience, która zabierze mnie do Paryża, gdzie tak łatwo zrobić karjerę.