Obejrzał talar, jakby dla przekonania się, czy go kto nie zamienił, i zawinąwszy znowu w papier, włożył do kieszeni.
Mahon wył i szarpał się na łańcuchu; biedne zwierzę żaliło się, widząc, że je opuszczają kolejno wszyscy przyjaciele i z właściwym sobie instynktem zgadując, że Gilbert to samo uczyni.
— Cicho bądź! — krzyknął Gilbert — cicho, Mahońn.
Potem, jakby mu się nasunęło na myśl podobieństwo losu:
— A mnie czy nie opuszczono, jak psa? — dodał — dlaczegóż by i ciebie nie miano porzucić, jak człowieka?
Później, zastanawiając się, wyrzekł:
— Przynajmniej jednak zostawiono mi wolność, mogę żyć, jak mi się spodoba.
Dobrze więc, dla ciebie, Mahoń, uczynię to, co dla mnie zrobiono, ani mniej, ani węcej.
Pobiegł do budy i uwolnił psa z łańcuha:
— Wolny jesteś — powiedział — teraz sam sobie dawaj radę.
Mahon poskoczył ku domowi, a zastawszy wszystkie drzwi pozamykane, puścił się w stronę ruin i znikł wśród nich.
— Dobrze — powiedział Golbert — zobaczymy, czyj instynkt jest lepszy, psa czy człowieka.
To powiedziawszy, wyszedł zaraz furtką, zamknął ją na dwa spusty, klucz przerzucił przez mur, do stawu, ze zręcznością, jaką posiadają chłopi w ciskaniu kamieni.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/273
Ta strona została przepisana.