Ta strona została przepisana.
A jednak Gilbert, opuszczając Taverney, uczuł coś podobnego, jak Andrea. Z tą różnicą, że Andrea żałowała przeszłości, w Gilbercie zaś budziła się nadzieja lepszej przyszłości.
— Żegnaj! — zawołał, zwracając się i ogarniając po raz ostatni wzrokiem zamek, którego dach wyglądał pośród gałęzi sykomorów — żegnaj, miejsce cierpień i nienawiści, gdzie chleba kawałek rzucano mi, jak złodziejowi; żegnaj i bądź przeklęte! Serce mi skacze z radości, czując, że stanę się wolnym z chwilą, gdy te mury opuszczę; żegnaj, ty więzienie, piekło, jaskinio tyranów, — żegnaj na wieki!
Rzuciwszy to przekleństwo, mniej może poetyczne, lecz niemniej doniosłe od innych, Gilbert popędził za karetą, której turkot słychać było jeszcze w oddali.