— Gdzie ja jestem? zapytał Gilbert.
— W zupełnie bezpiecznem miejscu, mój kochanku — odrzekła dama z akcentem południowym. A przed chwilą, doprawdy, mogłeś być zmiażdżony pod kołami mojej karety. Co to się stało, żeś upadł tak na środku drogi?
— Słabo mi się zrobiło.
— Z jakiego powodu?
— Za długo szedłem piechotą.
— Od jak dawna jesteś w podróży?
— Od wczoraj, od czwartej po południu.
— Ile mil przez ten czas zrobiłeś?
— Szesnaście do ośmnastu zapewne.
— Jakto, w przeciągu czternastu godzin?
— Tak, pani... nie szedłem, ale biegłem bezustanku.
— Dokąd tak pędziłeś?
— Do Wersalu zdążam, proszę pani.
— A skąd?
— Z Taverney.
— Gdzie leży owo Tavemey?
— To zamek, proszę pani, pomiędzy Pierrefiitte a Bar-le-Duc.
— Nie miałeś chyba czasu na posiłek?
— Nie tylko czasu, ale i środków nie miałem potemu...
— Dlaczegóż to?
— Zgubiłem pieniądze w drodze.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/287
Ta strona została przepisana.