— Świat jest wielki i, jak powiadają, znajdzie się zawsze na nim dosyć miejsca dla każdego.
— Rozumiem — szepnęła dama — zapewne to dziecko naturalne.
Mówisz, że zgubiłeś pieniądze? — dodała głośno.
— Tak, zgubiłem, proszę pani.
— A wiele miałeś?.
— Miałem talara tylko, — odpowiedział Gilbert, zawstydzony, że musi zdradzać swoją nędzę, a niechcąc udawać bogatszego, aby nie ściągać jakiego podejrzenia na siebie. — Tak... miałem talara tylko, ale toby mi było wystarczyło zupełnie.
— Wystarczyłby ci jeden talar na taką długą drogę? Chyba na suchy chleb i to na parę dni zaledwie. Wiesz przecie jak daleko z Bar-le-Duc do Paryża?
— Wiem, proszę pani.
— Sześćdziesiąt mil prawie!...
— Nie myślałem o odległości. Powiedziałem sobie: muszę tam pójść i poszedłem; mam przecie dobre nogi.
— Choć dobre, ale jednakże się męczą, jak widzisz.
— Nie, to nie nogi zesłabły, ale mi nadziei zbrakło.
— Rzeczywiście, zdawało mi się, że jesteś zrozpaczony.
Gilbert gorzko się uśmiechnął.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/289
Ta strona została przepisana.