Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/292

Ta strona została przepisana.

— Vitry, proszę pani.
— Daleko jesteśmy od niego?
— O trzy mile.
— Gdzie przeprzęg?
— W Vauclére.
— Dobrze, jedź, a jak spostrzeżesz szereg powozów, uprzedź mnie w tej chwili.
Podczas tej rozmowy młodej damy z pocztyljonem, Gilbert osłabł znowu, pobladł i zmrużył oczy.
— Nieszczęśliwy chłopiec! znów mu widzę niedobrze! — zawołała dama. Ale... bo i ja też doprawdy!... Każę mu rozpowiadać, a on z głodu umiera! Trzeba było przedewszystkiem posilić go i napoić.
I żeby nagrodzić czas stracony, wyciągnęła z torebki powozowej cyzelowany flakon, od szyjki którego zwieszał się pozłacany kubeczek na złotym łańcuszku.
— Wypij parę kropel wina — powiedziała, napełniając szklankę i podając ją Gilbertowi.
Nie dał się on prosić tym razem.
Byłże to wpływ rączki, która mu napój podawała? czy pragnienie gwałtowniejsze, niż to, którego doświadczał w Saint-Dizier?
— Dobrze — rzekła dama — a teraz zjedz biszkopcik. Za godzinę lub dwie, dostaniesz coś pożywniejszego.
— Dziękuję — powiedział Gilbert.
I zjadł biszkopt.