Wychylała się chwilami, aby popatrzeć na drogę, a gdy rączką dotknęła czoło Gilberta, lub nóżką go trąciła, śmiała się, że przyszły lekarz się rumieni i spuszcza skromnie oczy.
Ujechano tak milę całą. Naraz młoda kobieta wydała okrzyk radości i rzuciła się na przednie siedzenie, tak nieuważnie, iż nakryła sobą Gilberta.
Ujrzała nareszcie ostatni furgon eskorty, wlokącej się ciężko pod górę, a na przedzie karety — z których podróżni powysiadali.
Gilbert wydostał się z pod fałd sukni kwiecistej, wsunął głowę pod ramię damy i, ukląkłszy na siedzeniu, szukał wzrokiem pałającym Andrei.
Zdawało mu się, że rozpoznaje Nicolinę po białym czepeczku.
— Co teraz poczniemy, proszę pani? — zapytał pocztyljon.
— Trzeba całą kawalkadę wyminąć.
— Nie można!... Nie wolno wymijać delfinowej.
— A to dlaczego?
— Nie wolno! Gdybym się ośmielił wyprzedzić konie królewskie, miałbym się dopiero zpyszna! poszedłbym z pewnością na galery!
— Słuchajno, rób jak chcesz, ale ja muszę ich wyminąć.
— Czy pani nie należy do świty? — zapytał Gilbert, przypuszczający dotąd, że młoda dama spóźniła się i dlatego tak śpieszy.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/296
Ta strona została przepisana.