— Więc do czegóż one służą?
— Do użytku delfinowej.
— Jakto! sześćdziesiąt koni dla niej, a dla mnie ani jednego?
— Pojmujesz pan przecież?...
— Nic nie pojmuję, oprócz tego, że mi pilno.
— To trudno, panie.
— Ponieważ — ciągnął wicehrabia, nie troszcząc się o pocztmistrza, ponieważ Jej Wysokość nie prędzej tu przybędzie, jak wieczorem...
— Co takiego?... — zapytał osłupiały pocztmistrz.
— Konie, które my weźmiemy, powrócą przed przybyciem delfinowej.
— Panie — wykrzyknął pocztmistrz — czyżbyś pan wypadkiem?...
— Czekaj no pan do djabła! — wrzasnął wicehrabia, wchodząc do stajni.
— Ależ, panie!
— Chcę trzy tylko, nie żądam ośmiu, jak Jej Królewska Wysokość, choć mam może prawo do tego; trzy mi wystarczą.
— Ale ja nie dam ani jednego — zawołał pocztmistrz, stając pomiędzy końmi a wicehrabią.
— Gburze jakiś — rzekł wicehrabia, blednąc z gniewu — czy ty wiesz, kto ja jestem?
— Wicehrabio — wołała Chon — tylko na miłość boską! bez skandalu!
— Masz słuszność, dobra Chon, masz słuszność.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/308
Ta strona została przepisana.