Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/316

Ta strona została przepisana.

— Zatem, wicehrabia Jan Dubarry.
— Jakto! jesteś pan bratem?...
— Tej, która jutro każe cię wpakować do Bastylji, mój panie oficerze, jeżeli choćby jeszcze jedno słowo piśniesz.
Powiedziawszy to, wicehrabia rzucił się do powozu.
Filip zbliżył się do drzwiczek.
— Panie Janie Dubarry, wyświadczysz mi, jestem pewny, ten honor, że natychmiast wysiądziesz.
— A zapewne, mam właśnie czas na to — odpowiedział wicehrabia, ciągnąc drzwiczki do siebie.
— Jeżeli pan nie uczynisz tego w tej chwili — krzyknął Filip — to daję słowo honoru, że pana szpadą poczęstuję.
I wyciągnął szpadę z pochwy.
— Co to! — zawołała Chon — ależ to napaść, morderstwo! Daj pokój, Janie, ustąp, wyrzeknij się tych koni.
— Ośmielasz się grozić, młodzieńcze! — ryknął wicehrabia, chwytając za swoją szpadę, leżącą na przedniem siedzeniu.
— Po groźbie nastąpi kara, jeśli jeszcze sekundę, jedną sekundę choćby zechcesz się pan opierać, rozumiesz pan?... — powiedział oficer i wzniósł ostrze w górę.
— Wcale stąd nie wyjedziemy — szepnęła Chon do ucha Janowi — jeżeli nie potrafisz ująć tego pana łagodnością.
— Ani uprzejmość, ani gwałt nie powstrzyma-