ją mnie od spełnienia powinności — rzekł, kłaniając się grzecznie Filip, posłyszawszy polecenie młodej kobiety — poradź pani uległość temu panu, albo w imieniu króla, którego reprezentuję, zabiję go, jeżeli zechce walczyć ze mną, lub każę aresztować, jeżeli nie przyjmie wyzwania.
— Oświadczam panu po raz dziesiąty, że pomimo stawianych mi przeszkód, pojadę — zawył wicehrabia, wyskakując z karety.
— Zobaczymy — odparł Filip, stając w pozycji obronnej.
— Panie poruczniku — odezwał się brygadjer, dowodzący sześciu ludźmi eskorty Filipa — panie poruczniku, czy potrzeba?...
— Stać w miejscu — zawołał porucznik, — to sprawa osobista. Jestem panie wicehrabio, na pańskie rozkazy!
Panna Chon lamentowała; Gilbert byłby rad, aby kareta stała się głęboką, jak studnia, aby mógł się lepiej ukryć.
Jan zaatakował. Był to widocznie gracz w robieniu bronią, ale złość go zaślepiała. Filip wydawał się także mistrzem fechtunku.
Wicehrabia zrywał się, nacierał, skakał to w prawo, to w lewo, a krzyczał i rzucał się, jakby dowodził oddziałem.
Filip przeciwnie, z zębami zaciśniętemi, z okiem rozszerzonem, stał spokojny i nieruchomy, jak statua, obserwując ruchy przeciwnika.
Zamilkli wszyscy, nawet panna Chon.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/317
Ta strona została przepisana.