Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/342

Ta strona została przepisana.

— Źle ich pani żywi widocznie...
— Nie żywię ich wcale. Gdyby utyli staliby się głupimi, jak pan de Soubise; u tłuściochów zanika żółć; to wiadome.
— Proszę kończyć, drżeniem mnie pani przejmuje.
— Przypomniałam sobie o wszystkich złośliwościach, na jakie pan Choiseul’om względem mnie pozwalasz. To mi dodało bodźca, poleciłam więc moim poetom do opracowania tematy następujące: 1-o Pan de Sartines przebrany za prokuratora, odwiedza młode niewiniątko, zamieszkałe na czwartem piętrze, przy ulicy de l’Arbre-Sec i wylicza temu niewiniątku co miesiąc nędzną sumkę trzystu liwrów.
— To dobry uczynek, który pani spaczyć pragniesz.
— 2-o Pan de Sartines, przebrany za wielebnego, dostaje się do klasztoru Karmelitanek przy ulicy Ś-go Antoniego.
— Zanosiłem dobrym siostrzyczkom wieści ze Wschodu.
— 3-o Pan de Sartines przebrany za porucznika policji, przejeżdża się fiakrem o północy sam na sam z księżną de Grammont.
— Ależ, hrabino — rzekł pan de Sartines przerażony — czyżbyś chciała lekceważyć do tego stopnia moją administrację?
— A dlaczegóż pan pozwala lekceważyć mo-