Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/353

Ta strona została przepisana.

— Jaką?
— Taką jak i mnie.
— Nie rozumiem, Najjaśniejszy Panie.
— Uczyniłaś go pani swoim niewolnikiem.
Pan de Sartines skłonił się uśmiechnięty, a jednocześnie przygryzł wargi.
— Wasza Królewska Mość, jest bardzo uprzejmy I — zawołała hrabina.
A nachylając się do ucha króla:
— Francjo, uwielbiam cię! — dodała pocichu.
Teraz król się uśmiechnął.
— No cóż! zapytał, czego pani żądasz dla Zamora?
— Nagrody za długą i gorliwą jego służbę.
— Ma dopiero lat dwanaście?
— Za długą i gorliwą służbę w przyszłości.
— A! A!
— Na honor! tak, Najjaśniejszy Panie; od tak dawna ludzie odbierają nagrodę za zasługi przeszłe, że czas byłby zacząć nagradzać przyszłe; nieprawdaż?
— Dobra myśl! — powiedział król — co pan o tem myśli, panie de Sartines?
— Myślę, iż w takim razie wszystkie poświęcenia znalazłyby nagrodę i dlatego projekt ten popieram.
— Czegóż, hrabino, żądasz dla Zamora?
— Znacie Najjaśniejszy Panie pawilon mój w Luciennes?
— To jest... słyszałem tylko o nim.