Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/359

Ta strona została przepisana.

— Myślała, że to żarty. Przyrzekła.
— A czarownik?
— Znikł w tej chwili.
— I pan de Sartines nie chce odszukać czarownika?
— Nie odmawiam, Najjaśniejszy Panie, ale nie mogę.
— A! panie naczelniku, takie słowo, nie powinno się znajdować w słowniku policyjnym odrzekła hrabina.
— Już jesteśmy na tropie.
— O, tak się zawsze mówi.
— Nie pani. Lecz tak niejasne dostałem od pani wskazówki...
— Jakto? młody, piękny, płeć ciemna, włosy czarne, oczy prześliczne, głos dźwięczny.
— Do licha! z jakim ogniem mówisz o nim, hrabino! Sartines, zabraniam ci go szukać!
— Nie macie racji, Najjaśniejszy Panie, ponieważ chcę go tylko zapytać o rzecz bardzo prostą.
— To o panią chodzi?
— Naturalnie.
— O cóż go pani chce spytać jeszcze? Przepowiednia jego już się spełniła.
— Tak sądzicie Najjaśniejszy Panie?
— Bezwątpienia. Jesteście królową.
— Prawie.
— Zatem nic więcej wam nie powie.
— Musi mi jeszcze powiedzieć, kiedy ta królowa będzie przedstawiona publicznie. Za mało