Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/364

Ta strona została przepisana.

— Ciężko ranny w rękę?
— O mój Boże, tak, Najjaśniejszy Panie.
— Zapewne w jakim tłoku, awanturze lub w szulerni!...
— Nie, Najjaśniejszy Panie, na głównym gościńcu.
— Jakże się to stało?
— Chciano go zamordować.
— Biedny wicehrabia! — zawołał Ludwik XV. — Zamordować go chciano, słyszysz Sartines?
Pan de Sartines, mniej z pozoru zaniepokojony niż król, w rzeczywistości bardziej wzruszony, zbliżył się do sióstr.
— Czy podobna, żeby takie nieszczęście przytrafić się mogło? — zapytał.
— Niestety tak jest — odpowiedziała Chon zapłakana.
— Morderstwo!... jakże to było?
— Zasadzka.
— Zasadzka!... panie Sartines — powiedział król — to do ciebie należy wiedzieć o tem...
— Niechże nam pani opowie, błagam tylko, ażeby pani przy słusznym żalu nie przesadziła faktu. Będziemy surowsi, znając prawdę.
— O! ja widziałam wszystko na własne oczy! — zawołała Chon.
— Mów więc co widziałaś, duża Chon? — zapytał król.
— Widziałam człowieka, który rzucił się na