— Widzisz Chon — rzekł król, przerywając milczenie — oto twoje dzieło.
Chon spuściła oczy z udanym smutkiem.
— Król wybaczy — odezwała się, — że w przystępie żalu siostra nie mogła zapanować nad sobą.
— No, hrabino — rzekł król — nie miej urazy...
— Nie mam już, Najjaśniejszy Panie... tylko... jadę do Luciennes a z Luciennes do Boulogne.
— Nad morze? — zapytał król.
— Tak, Najjaśniejszy Panie, opuszczam kraj, gdzie król boi się ministra.
— Pani! — podchwycił Ludwik XV obrażony.
— Najjaśniejszy Panie, ażeby nie ubliżać więcej Waszej Królewskiej Mości, oddalam się.
Hrabina podniosła się, spoglądając z pod oka, jakie to sprawia wrażenie.
Ludwik XV westchnął ciężko, co miało znaczyć:
— Nudzę się tutaj okrutnie.
Chon odgadła znaczenie westchnienia i zrozumiała, iż siostra nie powinna dalej kłótni posuwać. Powstrzymała ją za suknię i zbliżając się do króla rzekła:
— Najjaśniejszy panie, przywiązanie do brata za daleko siostrę moją uniosło... To moja wina i chcę ją naprawić. Jako najpokorniejsza poddana Waszej Królewskiej Mości, żądam sprawiedliwości dla brata mojego, nie obwiniam nikogo: mądrość króla potrafi sama to ocenić.
— Mój Boże, ja też tego tylko żądam, ale
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/370
Ta strona została przepisana.