Nadto chód jego był niezręczny i powolny; kształtna figura zdawała się być krępowaną ruchami nóg i ramion. Tylko ręce, a nadewszystko palce, posiadały ruchliwość, giętkość i siłę. Delfin w milczeniu mierzył krokami salę zegarową, tę samą, w której przed ośmiu laty, Ludwik XV złożył w ręce pani de Pompadour wyrok parlamentu, skazujący jezuitów na wygnanie z królestwa. Przechadzał się zamyślony.
Widocznie jednak znużony oczekiwaniem a raczej pochłaniającą go myślą, rozejrzał się po wszystkich z kolei zegarach, zdobiących salę i przyglądał się im szczegółowo.
Stanął nareszcie przed wielkim zegarem, umieszczonym w głębi sali, którego zręczny mechanizm wskazywał dnie, miesiące, lata, zmiany księżycowe, bieg planet, wszystko, co tę inną więcej jeszcze podziwu godną machinę, człowiekiem zwaną — interesuje w ruchu postępowym życia ku śmierci.
Delfin z lubością wpatrywał się w ten zegar, który był zawsze przedmiotem jego podziwu, i to na prawo to na lewo, przychylał dla przyjrzenia się kółkom, których ostre, cienkie jak igły ząbki chwytały cieńszą jeszcze sprężynę.
Naraz zatrzymała się wskazówka w której książę utkwił oczy.
W tejże chwili miedziane kółka jakby zaczarowane zaprzestały równomiernego obrotu, stalowe osie zatrzymały się w wydrążeniach rubinowych
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/376
Ta strona została przepisana.