i cisza głęboka zaległa machinę, w której przed chwilą tyle było ruchu i szmeru. Nie było już ani drgania, ani wahania, ani drżących dźwięków, ani biegu wskazówek, ani ruchu kółek.
Machina zmartwiała, zegar skonał. Czy ziarnko piasku, jak atom maleńkie, dostało się do zębatego kółka, czy też poprostu genjusz tej zadziwiającej machiny, odwiecznym ruchem znużony, zapragnął spocząć?
Na widok tego nagłego skonu, tej apopleksji piorunującej, delfin zapomniał, po co tu przyszedł i jak dawno czekał.
Otworzył drzwiczki kryształowe pagody, w której drzemał duch zegaru i wsunął głowę w otwór machiny, ażeby przypatrzyć się jej zbliska.
Lecz na samym wstępie olbrzymie wahadło przeszkodziło mu w obserwacji.
Ostrożnie tedy zapuścił w otwór palce i odczepił wahadło.
Nie wystarczyło to jednak, i daremnie ze wszystkich stron zaglądał; przyczyna letargu pozostała niedostrzeżona dla jego oczu.
Wtedy książę zaczął przypuszczać, że zegarmistrz pałacowy zapomniał nakręcić zegara i że ten poprostu stanął. Wziął więc klucz zawieszony na kółku i z widoczną wprawą nakręcił sprężynę. Po trzech atoli obrotach, trzeba było tego zaniechać, widocznie mechanizm uległ jakiemuś wypadkowi niewiadomemu; sprężyna, chociaż naciągnięta, nie działała.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/377
Ta strona została przepisana.