Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/396

Ta strona została przepisana.

— A! — rzekł król, podnosząc głos — udajesz się zapewne w pielgrzymkę do Noirmonticos.
— Nie, Najjaśniejszy Panie; usuwam się do klasztoru Karmelitek w Saint-Denis, jak już o tem wiecie.
Król zapanował nad sobą, ale serce mu zabiło.
— Nie, nie moja córko! — powiedział nie opuścisz mnie, nie wierzę! to niepodobieństwo!
— Dawno już postanowiłam to sobie, mój ojcze; Wasza Królewska Mość raczyłeś udzielić swego pozwolenia, nie racz że cofać go teraz.
— Daliśmy to zezwolenie po długiej walce ze sobą, ale byliśmy przekonani, iż w ostatniej chwili nie będziesz miała serca nas porzucić. Nie możesz zagrzebać się w klasztorze, nieszczęście tylko, lub zmiana położenia popchnąć do tego mogą. Córka króla Francji biedną nie jest, a jeżeli jest nieszczęśliwą, nikt tego wiedzieć nie powinien.
Król unosił się mówiąc, i był teraz prawdziwym królem i ojcem.
— Najjaśniejszy Panie! — odparła Ludwika, na którą wzruszenie tak rzadkie u rodzica, podziałało bardziej, niż to okazać chciała — nie osłabiajcie zamiarów moich czułością waszą. Zmartwienie moje nie jest zwyczajne, i dlatego tylko zapewne, postanowienie nie licuje z moim wiekiem.
— Masz więc zmartwienie, biedne dziecko?
— Straszne, Najjaśniejszy Panie! — odpowiedziała księżna.