modlić się będę z całego serca za króla, za siostry, siostrzeńców moich, za was, za naród francuski, za wszystkich ukochanych sercem czystem, nie zmąconem żadną namiętnością.
— Córko! — powiedział król ponuro — błagam cię, nie opuszczaj mnie, pozostań przynajmniej jeszcze czas jakiś ze mną.
Ludwika ujęła ojca za rękę i patrząc w twarz jego szlachetną, mówiła:
— Nie, ojcze, ani godziny dłużej nie pozostanę w tym pałacu. Czas wielki prosić Boga, czas zacząć odkupywać łzami rozkosze, którym się oddajecie. Przebacz mi, dobry mój ojcze...
— Zostań, Ludwiko, zostań — powtarzał król, sciskając córkę w objęciach.
— Królestwo moje nie jest z tego świata — odpowiedziała rzewnie, oswabadzając się z uścisków ojcowskich. — Żegnaj ojcze. Wypowiedziałam ci dziś, co mi kamieniem od lat dziesięciu leżało na sercu. Widzisz, że jestem szczęśliwa, że się uśmiecham, że niczego nie żałuję...
— Mnie nawet, córko moja?
— Ciebie bym żałowała, gdybym cię nigdy już ujrzeć nie miała; ale nie zapomnisz chyba o mnie, zajrzysz choć czasem do Saint Denis.
— Nigdy a nigdy!...
— Nie roztkliwiaj się, Najjaśniejszy Panie. Wierzę, iż rozłączenie nasze nie będzie długie. Siostry moje nic jeszcze o tem nie wiedzą, służba tylko jest wtajemniczona. Od tygodnia wszystko go-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/401
Ta strona została przepisana.