okienka z białemi firankami, które wychodziły na przedni kabrjolet, wpuszczały światło wewnątrz. Krata żelazna ochraniała szyby od stłuczenia.
Przedpotopowa ta buda była ośm stóp długa a sześć szeroka. Pośrodku sterczał nawet komin, z którego ciągle snuł się niebieskawy dymek. Powóz ten możnaby uważać za nowy wynalazek, w którym zdolny mechanik połączył siłę pary z siłą koni.
Z tyłu powozu szedł uwiązany śliczny koń, o łebku zgrabnym, niewielkim, z nogami sprężystemi, okiem ognistem — widocznie rasy arabskiej. Siodło na koniu wskazywało że podróżni, zamknięci w tej arce Noego, musieli go niekiedy dosiadać.
W Pont-à-Mousson ręka biała i muskularna wysunęła się z poza firanek skórzanych, opinających szczelnie kabrjolet, i dała pocztyljonowi hojny napiwek.
Pocztyljon uradowany, podziękował jaśnie panu, a głos dźwięczny odpowiedział mu po niemiecku:
— Schneller! Schneller! (Prędzej! Prędzej!)
Pocztyljoni rozumieją wszystkie języki, skoro tylko ujrzą monetę, przeznaczoną dla nich.
Ruszył z miejsca galopem, poczem nieco zwolnił biegu.
O siódmej zmieniono konie w Saint Michel; ta sama ręka z poza firanki wysunęła pocztyljonowi pieniądze, ten sam głos kazał się śpieszyć.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/41
Ta strona została skorygowana.